Komentarze: 1
Hmmm... mój blog oststani jest chyba troszke monotematyczny ;] no może nawet więcej niż troszkę :P
Teraz coś możę o bardziej przyziemnych sprawach.... Mam kupe nauki (oczywiście z przewagą kupy ;) więc muszę sobie troszkę pomarudzić, żeby nie było. A więc tak: sprawdzian z biologii żeby nie było za łatwo to "tylko" z całych zwierzaczków, dorzućmy jeszcze spr z chemii, angielskiego, historii, fizyki, włoskiego i przeczytać "Pana Tadka" na polski hmmm... no to by było chyba na tyle, myślę że już o niczym nie zapomniałam ;]
- Smutno Ci?
- mhm
- A może budyń??
"Naukowcy odkryli, że gdy człowiek jest zakochany, gdy czuje, że go porywa, że gotów jest wzbić się w górę, to dlatego, ze go zalewa - niby powódź - substancja chemiczna, zwana fenyloetyloaminą. Dzieje się tak pod wpływem spojrzenia wybranki, gestu, a nawet wyobrażenia sobie, że oto stoi przed nami przedmiot westchnień. To ta substancja może wywołać przyspieszone bicie serca, brak tchu, ściskanie w dołku, czyli najzupełniej fizyczne, objawy zakochania. Miłość przypomina stres, ponieważ wywołuje podobne reakcje chemiczne. Nie jest to jednak stres niszczący, ale pozytywny bodziec, dzięki któremu oczy błyszczą, cera się wygładza, a umysł wyostrza. W takich momentach przybywa nam sił witalnych i jesteśmy skłonni góry przenosić. Wszystko nam się udaje, wszystkiego się chce. Na świat patrzymy przez różowe okulary, nie tylko na obiekt westchnień. Takie stany opisują poeci. Naukowcy stwierdzili jednak, że euforia, która ogarnia zakochanych jest skutkiem przepływających przez ich organizmy takich substancji, jak dopamina czy norephetamina. Są to podobno "cioteczne siostrzyczki" amfetaminy."